Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/496

Ta strona została przepisana.

wzdłuż któréj spotykaliśmy placówki z bronią na ramieniu, jakby wobec nieprzyjaciela.
Bo też w istocie nieprzyjaciel zawsze tam jest obecny, a chociaż wprawdzie niewidzialny, lecz tem straszliwszy, że zjawia się nagle i tam gdzie najmniej spodziewany.
Bo też w koło Dżema-R’azuat mieszkają, zdradliwe pokolenia Beni-Suanen, Suhalja, Uled-Rizi, przyjaciele zwodniczy, sprzymierzeńcy fałszywi, którzy jedną ręką głaszczą a drugą biją.
Wzdłuż drogi również i wśród wysokiéj trawy, słyszeliśmy ryk krów i wołów, oraz brzęk dzwoneczków owczych, potem widzieliśmy podnoszących się zwolna, stojących nieruchomie, wiodących za nami okiem i znowu siadających, pasterzy których strzelba zawsze ukryta w przyległych zaroślach, którzy zawsze służą za szpiegów pokoleniom ciągle do buntu gotowym, a skoro ujrzą jakiego żołnierza z ufnością po polu błądzącego, natychmiast zakrzywiony kosztur swój, który im nadaje postać starożytnych pasterzy, na nóż morderczy zamieniają.
Nagle ujrzeliśmy rozległy odkryty plac, wśród którego wznosiło się coś naksztalt rzymskiego tumulusu, ocienionego figowemi galęźmi i do którego wiodła brukowana droga.
Był to grobowiec kapitana Geraux.
Niestety! w pośród codziennych zatrudnień, w pośród walk naszych na mównicy, w pośród zgrozą przejmujących procesów; rzeczy, wypadki, a nawet i ludzie, przemijają tak szybko iż jeżeliśmy jeszcze niezapomnieli, to z czasem zapomnimy szczegółów wzniosłéj walki, którą możemy porównać ze wszystkiem co nam starożytność przekazała bohaterskiego i wielkiego.
Ciśnijmy zatem jeszcze jednę kartę na wiatr, który rozniósł karty Kumejskiéj Sybilli i który ciągle unosi wszelkie rzeczy ludzkie w otchłań ciemności, nicości i zapomnienia.