Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/500

Ta strona została przepisana.

Barral, podobnie jak pierwéj udzielił wiadomość przywiezioną przez Araba.
Lecz podając go im do przeczytania, rzekł:
— Panowie, list ten spóźnił się o 25 lub 30 godzin, kommendant żąda odemnie 300 ludzi z 8-go batalionu, a takie odłączenie zmniejszyłoby nasze siły do 108 ludzi i zmusiłoby nas do odwrotu. Po świeżo odebranéj wiadomości, odwrót byłby dla nas hańbą, gdyż zdawałoby się że chcemy uniknąć bitwy; mniemam więc żeśmy powinni pozostać w naszem stanowisku. Czy dzielicie moje zdanie?
Obaj oficerowie zgodzili się na wniosek pułkownika.
Przeznaczenie popychało ich.
Zamierzano więc odpisać panu Coffyn; wtem placówki huzarów, rozstawione na wzgórzu, o pół ćwierci mili odleglem, postrzegły kilku arabów objeżdżających górę, położoną właśnie na wprost obozu.
Było to przy Ued-Taauli.
Zatrzymano posłańca aż do chwili dowiedzenia się co to za arabowie.
Aby tego dopiąć, pułkownik Montagnac, rozkazał szefowi szwadronu Courby de Cognord, wyprawić starszego wachmimistrza Barbu, który przy nim pełnił obowiązki adjutanta, wraz z kilku ludźmi i dowiedzieć się co się dzieje.
Zaledwie adjutant dojechał do placówek, a dopiero co widziani arabowie, ruszyli galopem pragnąc adjutantowi i trzem placówkom przeciąć drogę do obozu. Arabów tych było około trzydziestu. Ale adjutant i trzy placówki tak się szybko cofnęły, iż arabskie wystrzały nie zrządziły im żadnéj szkody.
Po tych wystrzałach arabowie odwrócili się i znikli na zakręcie.
Tak więc rozpoczęły się nieprzyjacielskie kroki; cofać się znaczyło to samo co uciekać; napisano do kapitana Coffyn