Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/503

Ta strona została przepisana.

okolicznych wzgórzów tłumy jeźdźców i kabylów, których istnienia nawet nie domyślano się, gdyż ukryci byli po różnych zakrętach.
Pułkownik poznał iż ani zwyciężyć, ani cofnąć się niepodobna; przygotował się zatem do zaszczytnéj śmierci.
Jeden huzar jednak dostrzegł jeszcze mały otwór i natychmiast rzucił się weń, spiesząc do szefa batalionu Froment Coste, aby przybywał na pomoc ze swoją kompanią.
Potem zabębniono, zatrąbiono, szablą i bagnetem zdobyto lewy brzeg wąwozu, zajęto pozycyą i utworzono czworobok.
W chwili gdy pułkownik Montagnac zajmował miejsce w środku tego czworoboku, kula trafiła go w czoło.
Padł śmiertelnie raniony.
Kapitana Froment Coste, rzekł, kapitana Froment Coste!
Starszy wachmistrz Barbu ruszył galopem aby wypełnić ostatni rozkaz swojego pułkownika.
Arabowie widząc że się oddala, rzucili się za nim w pogoń, lecz musieli okrążać górę, kiedy tymczasem on spieszył wąwozem. Posłano za nim przeszło pięćset wystrzałów, ale żaden go nie dosięgnął. Znikł więc w kierunku naszego obozu, zakryty długim pasem płomienia i dymu.
W dziesięć minut późniéj, pułkownik Montagnac zupełnie niezdolny do bitwy, zdał dowództwo’panu Courby de Cognord. Obok pułkownika, legli prawie jednocześnie z nim, kapitanowie de Chargere i de Raymond.
Pozostało tylko 45 huzarów. Szef szwadronu Courby de Cognord i kapitan Gentil-Saint-Alphonse stanęli na ich czele, pragnąc natrzeć na nieprzyjaciela po raz ostatni i tem najwyższem wysileniem oswobodzić kolumnę którą nieprzyjacielskie kule dziesiątkowały.
W chwili gdy się rzucali w tę otchłań równie śmiertelną