Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/507

Ta strona została przepisana.
MARABUT.

Za pierwszym połyskiem ognia zręcznej broni, kapitan de Géreaux i porucznik Chapdelaine, obaj dowodzący kompanią karabinierów, wystąpili na wzgórze panujące nad obozem, aby mogli widzieć z daleka i zatrzymać korzystniejszą pozycyę.
Lecz na równinie pełnéj garbów, poprutej wąwozami, osłonionej dymem, nic jasno rozróżnić nie można było; tak więc obaj oficerowie, dla ugruntowania swoich przypuszczeń, musieli raczéj polegać na słuchu niż na wzroku.
Te same skazówki które przeświadczyły szefa batalionu froment Coste o zniszczeniu wojska dowodzonego przez pułkownika Montagnac i pana Courby de Cognord, oznajmiły również i kapitanowi de Géreaux nietylko zniszczenie tegoż samego wojska, ale również i kompanii Froment Coste.
Słyszano uciszające się stopniami wystrzały, po których nastąpiło milczenie, zakłócane jedynie okrzykiem zwycięzców, a nakoniec dym wzniósł się ku zarumienionemu niebu.
Kapitan de Gereaux pojął wówczas że ma z sobą resztę kolumny. Spogląda w koło, odwrót niepodobny, bo mu tak liczna jazda w dziesięć minut przetnie drogę do Dżemma Rhazuat; lecz o pięćset kroków widzi Marabut Sidi Brahim, schronienie, za pomocą którego można jeżeli nie zwyciężyć, to