Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/509

Ta strona została przepisana.

W téj chwili, jeszcze bardziéj skupione tłumy przystępują od strony zachodu; a przybywszy na 400 metrów od Marabutu, otwierają się i ukazują Emira w orszaku wszystkich jego jeźdźców.
Przybycie jego natychmiast powitane zostaje plutonowym ogniem, kilku arabów pada koło niego, a on sam raniony jest kulą w twarz.
Natychmiast daje znak, aby się zatrzymano, wszyscy patrzą i widzą iż list dyktuje.
Wtedy z obu stron ogień ustaje jakby za zobopólną zgodą. Jeden jeździec odłącza się od orszaku Emira, widocznie ciska broń i podnosząc list po nad głowę przybliża się.
W jednéj chwili staje pod murem; oddaje list kapitanowi de Gereaux i siada czekając na odpowiedź, nie dbając ani na otaczające go trupy przyjaciół lub nieprzyjaciół, ani też, na pozór, na własne życie.
Kapitan de Géreaux czyta na głos:
„Abd-el-Kader wzywa oblężonych do poddania się, zawiadamia ich że ma już kilku jeńców i że ze wszystkimi dobrze się obchodzić będzie“.
Po przeczytaniu listu, de Gereaux spogląda w około, zbiera, już nie głosy, lecz uśmiechy i woła:
— Przyjaciele! wszak prawda że się nigdy nie poddamy? mało nas jest zaiste, ale i ta garstka bronić się potrafi, a zresztą, wkrótce zapewne otrzymamy posiłki!
Karabinierowie poklaskują tym słowom i wołają wszyscy, że wolą raczéj umrzeć niż poddać się, a kapitan de Géreaux odpowiedź tę odpisuje ołówkiem na odwrotnéj stronie listu Emira.
Arab wraca do Abd-el-Kadera; lecz ten nie uważa odpowiedzi za ostateczną i arab z nowym listem przebywa przestrzeń dzielącą oblężonych od oblegających.