znajdował się człowiek którego opowiadanie jedynie wyświeca nam następującą straszliwą scenę. Był nim trębacz Roland.
Umieszczono go wraz z sześciu innymi jeńcami w tém samem gurbi. Śmiały ten człowiek, widział wszystkie powyższe przygotowania, zrozumiał je, lecz nieprzeraził się.
— Dzisiejszéj nocy będziemy mieli coś nowego, rzekł do towarzyszy; nie spijcie i bądźcie gotowi do obrony jeżeli nas mordować zechcą.
— A czemże bronić się będziemy? spytali inni jeńcy.
— Wszystkiem co wam w ręce wpadnie, odparł Roland.
Miał on nóż francuzki który znalazł przed trzema dniami i ukrywał przy sobie, a nadto wchodząc do gurbi nadeptał nogą na sierp i dał go jednemu ze swoich towarzyszy zwanemu Daumat. Nóż zaś pokazał wszystkim innym.
— Za najmniejszym szmerem, rzekł, wyjdę, zabiję pierwszego araba którego spotkam, a wy daléj za mną.
Było około ósméj wieczorem, gdy nieszczęśliwi wzajemnie ściskając sobie dłonie, cicho układali plan rozpaczliwéj obrony. Rozumie się iż żaden nie zmrużył oka.
Około północy żołnierze Abd-el-Kadera wydali krzyk. Było to hasło rzezi.
Roland domyśla się że wybiła stanowcza godzina. Sam więc pierwszy wychodzi, rzuca się na spotkanego araba, wtłacza mu swój nóż w piersi aż po rękojeść, przeskakuje przez jego ciało, przebywa plot otaczający obóz, czepia się gałęzi i spada na drugą stronę.
W téj chwili dwaj regularni chwytają go za pas od spodni, ale podarte spodnie zostają im w ręku, a Roland ucieka w koszuli.
O sto metrów od obozu, jakaś placówka strzela do niego. Kula rani go w prawą nogę, lecz lekko.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/522
Ta strona została przepisana.