Z uszanowaniem więc sciskałem dłonie tych ludzi, z uszanowaniem opierałem się na ich ramionach, a z zadziwieniem widziałem uśmiech na ich twarzach.
— O Boże! mówiłem sobie, skoro dojdzie do nich odgłos naszéj Europy, skoro dzienniki doniosą im o zgrozą przejmujących sporach naszej Izby, skoro z arystokratycznych spraw dowiedzą się o haniebnéj przedajności sumień naszych, o Boże! cóż powiedzą ci ludzie czystego serca, wsapnialomyślnéj krwi, ludzie którzy cierpią, walczą i mrą za tę matkę zgangrenowaną i zarażoną, za matkę co szalbierczo miliony zarabia na żelaznych kolejach, na hiszpańskich pożyczkach, na angielskich zastawach, a spiera się o każdy sold kilku tysięcy liwrów, żądanych na kupno lepszego chleba dla żołnierzy, na szpital dla chorych i księdza dla konających.
O Boże, Boże! spraw aby nie złorzeczyli ojczyźnie, bo to złorzeczenie byłoby dla niéj zabójcze!
Ale widać że złorzeczyli; bo od czasu jak to napisałem, doznała ona losu daleko smutniejszego niż się spodziewałem.