Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/531

Ta strona została przepisana.

W końcu stołu zasiedli, wraz z tłómaczem, posłowie Abdel-Kadera, w swych białych burnusach, wielbłądzim sznurem w koło czoła owiązanych.
Muzyka wojskowa, ukryta za draperyami, przygrywała wojenne arye.
Przypadkiem, a raczéj szczęśliwym trafem, raz tylko w życiu znajdować się można na podobnych ucztach, lecz opisać ich niepodobna. Cała ich wzniosłość zależy na chwilowém wzruszeniu, a któż pochlubi się że to wzruszenie obudził w obcych sercach! po upływie wielu dni, kiedy ci nawet co go doznawali, w swém własném sercu już je tylko widzą w postaci wspomnienia.
Szczerze jednak dziękowałem Bogu, który w ciągu artystycznego życia mojego, ilekroć polegałem na nadziei, co chwila udziela mi więcéj niż żądać śmiałem; szczerze, mówię, dziękowałem Bogu, że mnie, synowi żołnierza i duszą żołnierzowi, dozwolił abym wraz z mojemi towarzyszami znajdował się na podobnéj uczcie.
Ah! w owéj chwili, żaden z nich nie żałował ani Tetuanu, ani jego bazarów, minaretów i meczetów; bo zabawiwszy jeden tylko dzień w Tetuanie, bylibyśmy spóźnili się do Dżemma-Rhazuat.
Z szampanem nastąpiły toasty, na cześć króla, książąt, jeńców tak cudownie ocalonych i wszystkich co tak zaszczytnie polegli.
A każdemu toastowi odpowiadała salwa z dział, której znowu odpowiadał ryk zdziwionych hyen i szakalów.
Pomiędzy toastami następowały opowiadania, opowiadania cudowne, jakby wyjęte z Herodota lub Xenofonta, opowiadania których bohaterowie byli tam, śmiejący się, śpiewający, kielichy swoje pod sufit wznoszący.