Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/55

Ta strona została przepisana.

w samotności porannéj, i okryte teatrami jarmarkowemi, wystawionemi zawczasu na uroczystości, w których mieliśmy wziąć udział: pozostawało więc nam chyba mieszkać w teatrze.
To było tak wspaniałe, że aż do rozpaczy przyprowadzało.
Wyszliśmy na żebraninę, zostawiwszy rzeczy nasze w biórze pocztowém; kołataliśmy do wszystkich hotelów Madryckich, zwiedziliśmy wszystkie mieszkania do najęcia z meblami, wszystkie casa Pupillos: ani jednego pokoju, ani jednéj izdebki, ani jednego alkierza, gdzieby pomieścić grooma, kobolta, karła.
Po każdém nowém niepowodzeniu wychodziliśmy na ulicę. Wypytywaliśmy się oczyma, potém z uszami coraz niżej spuszczonemi, ciągnęliśmy daléj swoje poszukiwania.
Wszystkośmy zwiedzili, straciliśmy aż tę ostatnią nadzieję, jaka się traci w ostatniéj chwili, kiedy przypadkiem podniosłem głowę i przeczytałem te słowa nadedrzwiami jeszcze zamkniętemi:
— Monnier, księgarz francuzki.
Krzyknąłem z radości, nie podobna żeby ziomek odmówił nam gościnności u siebie, lub nie dopomógł całym swoim wpływem do znalezienia jéj gdzieindziéj.