Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/557

Ta strona została przepisana.

Nędzne trzy franki po dwakroć ocaliły im głowy; wszak to niedrogo?
Kapitan zaś odzyskał swój towar i pozostało mu jeszcze trzydzieści-sześć tysięcy czystego zarobku.
Jako człowiek umiejący żyć, wziął do łodzi ośmnaście tysięcy franków i popłynął do beja.
I cóż! spytał go bej.
Kapitan padł na twarz i ucałował pantofle beja.
— Przychodzę podziękować Waszéj Wysokości, rzekł.
— Czyś kontent?
— Nad wszelką miarę.
— I wynagrodzenie twoje uważasz za dostateczne?
— Owszem; uważam je za zbyteczne i dla tego chciałbym ofiarować Waszéj Wysokości...
— Co?
— Połowę trzydziestu sześciu tysięcy franków, które zarobiłem.
— Co znowu! alboż ci nie przyrzekłem wymierzyć sprawiedliwość po turecku?
— Bez wątpienia.
— Otoż, sprawiedliwość po turecku wymierza się bezpłatnie.
— Do pioruna! zawołał kapitan: we Francyi sędzia niepoprzestałby na połowie; byłby wziął przynajmniéj trzy części.
— W tém właśnie mylisz się, rzekł bej: byłby owszem wziął wszystko.
— No, no, odpowiedział kapitan, widzę że Wasza Wysokość równie dobrze jak ja znasz Francyą.
I znowu padł na twarz, aby ucałować pantofle beja, lecz ten podał mu rękę.