Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/560

Ta strona została przepisana.

bywają wilgotną równinę, tworząc horyzontalną linię prostą jakby ołówkiem pociągniętą. Jeden tylko punkt czerwony, nakształt dzwonkowego tuza, odbija się na ciele każdego ptaka i sprawia dziwny widok tali kart któréj niby skrzydła przyprawiono. Zresztą całą tę przestrzeń wody pokrywają kaczki, mewy, łyski i nurki, pływające tam spokojnie jak zwierzęta dzikich krajów.
Zbliżając się ku miastu Tunis wzrastającemu w naszych oczach, spotykaliśmy ciężkie łodzie często osiadające na dnie jeziora, i popychane siłą ramion, lub za pomocą długich żerdzi, dla których majtkowie znajdują punkt oparcia o trzy stopy pod wodą.
Po trzy godzinnéj żegludze, już o zmierzchu przypłynęliśmy do końca grobli, który zapełniali rzemieślnicy franki, w połowie ubrani po europejsku, w połowie po arabsku, a prawie wszyscy w opisanych wyżéj szlafmycach.
Kiedyśmy zapytali co to za ludzie, odpowiadano nam:
— Gurni! Gurni! Co miało znaczyć: liworneńczycy, bo Gurni znaczy po arabsku Liworno.
W końcu grobli oczekiwał nas pan de la Porte, elew-konsul w Liworno, w owéj chwili zastępujący pana de Lago, który towarzszył bejowi do Paryża. Przybył on parokonnym kabryoletem, powożonym przez arabskiego woźnicę. Ponieważ nie mogliśmy wszyscy pomieścić się w kabryolecie pana de la Porte, oświadczyliśmy więc że pieszo pójdziemy do miasta, jeszcze prawie o ćwierć mili odległego, którego świetna białość zaczynała już niknąć w siwawéj barwie nocy.
Tę groblę szeroką i wązką, wsuwającą się w morze nakształt ostrza lancy, i rozszerzającą się coraz bardziéj w miarę przystępu do miasta, pokrywały tarcice i budowlane materyały.