Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/565

Ta strona została przepisana.

Oto cały sekret wieczerzy którą nam wyprawił Laporte.
Po wieczerzy Laporte przedstawił nam stołowników konsulatu: panów Rousseau i Cotelle.
Dwie milutkie siostry, dwie smyrneńskie paryżanki, bo posiadające cały wdzięk azyatycki obok naszéj europejskiéj zalotności, przyjmowały nas w pięknem mieszkaniu po francuzku umeblowaném, gdzie szybko przepędziliśmy wieczorne godziny.
Były to małżonki tych panów.
Czy wiesz pani o czém rozmawiano w Tunis owego wieczoru. Oto, o balu, polowaniu, o Wiktorze Hugo, o teatrze historycznym, o pani Lehon, o pani de Contade, o naszych ładnych kobietach, o operze, o Nestorze Roqueplan, o tobie pani. Słowem, zdawało się nam że jesteśmy w Paryżu, że rozmawiamy przy kominku w domu przy ulicy Mont-Blanc, lub pod wielkiemi drzewy Monte-Christo.
Wieczór szybko przeminął, a o północy przyjaciele nasi, pod przewodnictwem janczara, udali się do swojego hotelu, mnie zaś odprowadzono do przeznaczonego mi pokoju. Otworzyłem okno, a wspaniale przyświecający księżyc przekonał mię tą razą że jestem w Tunis. Okno moje wychodziło wprost na jakieś przedmieście, na którego ulicach spostrzegłem błąkające się stada wyjących psów, z któremi za przybyciem naszém mieliśmy już do czynienia. Ale noc jeszcze więcéj ich zgromadziła, to téż daleko bardziéj harmonijny koncert wyprawiały.
Podług mnie tylko hyeny i szakale z Dżemma-Rhazuat współubiegać się mogą z tunetańskiemi psami.
Tymczasem w dali rozwijał się spokojny i wspaniały krajobraz. Wzniosła palma, nieruchoma w pośród téj atmosfery bez wiatru, wierzchołkiem swoim pokrywała mały meczet na pierwszym planie stojący. Dalszy widok przedstawiało