Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/569

Ta strona została przepisana.

Każdy walący się dom w Tunis stanowi upadek, a codzien słychać mówiących, że się nowy dom zawalił.
Te szkielety domów mniéj zamieszkałych niż domy Pompei, nadają miastu dziwnie smutną postawę. Arab owinięty swoim burnusem, arab, ta żyjąca tradycyą dawnych czasów, arab z poważną figurą, bosemi nogami, długą brodą i kijem zakrzywionym jak u starożytnych pasterzy, cudownie odbija na poszczerbionych szczątkach domu podług nas walącego się: na naszych zaś ludnych ulicach u drzwi naszych handlowych sklepów, arab jest anomalią. Tam, arab czy leży na stosie gruzów kamiennych, czy stoi pod zawaloną tryumfalną bramą, czy siedzi na prostym placu, zawsze obejmują go stosowne ramy, i jeżeli tak rzec można, samotność czyni on jeszcze samotniejszą, nicość jeszcze bardziej martwą. Nic téż nie może dać wyobrażenia o ulicach miasta Tunis, gdzie nie raz drzewo, prawie zawsze figowe, wydobywa się z pośród domu przez szczelinę w murze, następnie wyciąga swobodnie swoje gałęzie i nikt ich obcinać nie myśli, tak że dziś całą ulicę zajmuje. Dwadzieścia lub trzydzieści lat posiadłości uczyniło je panem, przechodzień musi się pod niém schylać, w czasie burzy wstrząsa ono i chwieje domem co je wykarmił, co niegdyś użyźnił jego ziarnko, a z czasem obali go za ostatniém wstrząśnieniem, a szczątki tego domu skupią się naokoło sękowatego odwiecznego tronu, który wystąpi zieleniejąco z pośrodka gruzów, pod któremi grzać się będzie jaszczurka, pod któremi prześlizgnie się żmija.
Przebiegłszy kilka takich ulic, zaludnionych maurytankami do upiorów podobnemi, lub żydówkami w świetnych strojach, weszlismy na targ. Tam znaleźliśmy Girauda i Boulanger’a pijących kawę pod nakryciem maurytańskiego sklepu, z którego właścicielem już się zaznajomili.