kupić namiot od jakiego dymissyonowanego generała karlistów i obozować na placu Alcala.
Pan Monnier słuchał mnie otworzywszy ogromne oczy; widać było że starał się mnie przypomniéć.
— Przepraszam, — rzekł — ale pan mię nazwałeś swoim kochanym panem Monnier. Musimy więc znać się?
— Bez wątpienia, ponieważ nazwałem cię panie po nazwisku.
— Oh! nic w tém nie masz dziwnego, moje nazwisko znajduje się na moich drzwiach.
— I moje także.
— Jak to, nazwisko pańskie na moich drzwiach?
— Ba! ja czytałem.
— Jakże się więc pan nazywasz?
— Aleksander Dumas.
Pan Monnier krzyknął, uderzył głową o ramy okna, i zniknął cofając się w tył.
W chwilę potém, pokazał się na pół ubrany w jednych drzwiach małego dziedzińca, zamienionego w parlatorium.
— Jak to? Aleksander Dumas, nasz? nasz Aleksander Dumas? rzekł.
— Bez wątpienia, jednego tylko znam, i za to ręczę panu, że jest na twe usługi.
I podałem mu rękę.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/57
Ta strona została przepisana.