Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/572

Ta strona została przepisana.

szywanemi, a tak świeżemi jakby dopiero co rozkwitły; gdzie to wszystko dzieje się w pośród pachnącego dymu, w atmosferze perfum zawartych w flakonikach z różowym wyskokiem i co chwila odtykanych jako prospekt dla kupujących.
Lecz ani opowiedzieć, ani piórem skreślić, lub pęzlem odmalować nie można oppozycyi jaką stanowi spokojność turków lub maurów naprzeciw ruchliwości żydów; jako też natłoku przechodniów wszelkich narodów, krążących po wązkich ulicach targu gdzie jednocześnie krążą konie, wielbłądy, osły, handlarze wody i węgla; nakoniec wrzasku rozmaitych języków unoszącego się po nad szczytem owéj wieży babilońskiéj niby do pierwszego piętra zawalonéj.
Nie mogliśmy oderwać się od sklepu naszego przyjaciela Mustafy; prawda że ujrzawszy pomiędzy nami pana Laporte, uchybił maurytańskiéj powadze i przewrócił do góry nogami sklep w którym na pierwszy raz zostawiliśmy coś nakształ stu ludwików.
Nakoniec wydobyłem się z téj magnesowej wyspy, lecz mimo wszelkich zabiegów nie mogłem pociągnąć za sobą ani Giraud’a ani Boulanger’a, bo wszystko uważali być godném szkicu, jakoż szkice mnożyły się w ich albumach z dziwną szybkością zwykle prawdziwy talent odznaczającą. Co do mnie, chciałem porobić notatki, lecz wnet zaniechałem tego, gdyż wypadło notować każdą nowość, która w naszych oczach przybiera szczególny charakter zawisły od pałającéj gry światła, od ogółu obrazu w którego ramy obiętą była, wreszcie od usposobienia naszego umysłu, jak równie od własnéj swojéj oryginalności.
Którą ulicą wyszliśmy, jakie cyrkuły zwiedziliśmy, powiedzieć nie umiem.
Znagła Laporte zatrzymał się.