Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/619

Ta strona została przepisana.
KARTAGO.

Nazajutrz cały dzień mieliśmy należycie zajęty.
Zrana mieliśmy zwiedzić kaplicę Świętego Ludwika i zwaliska Kartaginy. Wieczorem zaś był bal u konsula.
O siódmej rano, czekał nas powóz u bram miasta. Powoził nim maltańczyk, biegnący przy koniach jak hiszpański zagal.
Wyjechawszy z Tunis uderzył nasze oczy piękny khabbah, czyli mauzoleum, uchodzące za grobowiec ostatniego z Abenceragów.
Wysiadłem z powozu i ostrzem noża wyryłem na jego murze nazwisko Chateaubrianda.
Właśnie w okolice miasta Tunis schroniła się część maurów wygnanych z Hiszpanii, którą ciągle uważają za raj utracony. Rodzina arabska mieszkająca w Solenian, miasteczku odległem o siedm do ośmiu mil od Tunis, dotąd przechowuje klucz od swojego domu w Grenadzie.
Nic bardziéj niewdzięcznego i niezdrowszego jak przechadzka po za murami miasta Tunis: miasto wybiega na zewnątrz w ropiejących rynsztokach, brudnych i cuchnących; jest to niby wielki wrzód, wyrosły na ciele miasta mającego sto tysięcy mieszkańców, zamiast na ciele jednego człowieka.
Na uwagi czynione władzom, co do potrzeby oczyszczenia miasta z tych cuchnących kloak, odpowiedziano nam, że