Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/95

Ta strona została przepisana.

przytrzymywać, owszem dalby ci eskortę, jeślibyś potrzebowała. Przeprasza cię więc najpokorniéj, droga margrabino.
Bandyta ukłonił się.
— Na każdy grzech odpuszczenie — mówił dalej Ossuna; — no, odpuść mu pani.
— Oh! z całego serca — rzekła margrabina; — ale pod jednym warunkiem.
— Jakim? zapytał książę.
Bandyta utkwił w margrabinę niespokojne i bystre oko.
— Takim, że — mówiła daléj margrabina, wybierając z pomiędzy klejnotów skromną obrączkę złotą, — że wyjąwszy tę obrączkę, którą zabieram, bo mam ją od matki, pań weźmie wszystko co tutaj przyniósł.
Bandyta chciał opierać się.
— Pod tym tylko warunkiem przebaczam, rzekła margrabina.
— Mój kochany, rzekł książę, kuzynka moja bardzo uparta; słuchaj co każe, ja ci to radzę.
Bandyta, nie odpowiedziawszy ani jednego słowa, zabrał pieniądze i klejnoty, ukłonił się i wyszedł.
Kiedy margrabina powróciła do siebie, powiedziano że jakiś człowiek przychodził do pałacu, i zostawił paczkę do niéj adressowaną.
Margrabina otworzyła paczkę: były tu klejnoty i pieniądze.