— A tam właśnie znajdziesz otwartość, o którą nikt Ludwika XVI nie posądza... odrzekł Dumouriez. Uważam króla za zacnego człowieka i dobrego patrjotę.
Widząc, że pani Roland się uśmiechnęła... zapytał:
— Czy się pani nie zgadza z mojem zdaniem?
— Widziałeś pan króla?... spytała.
— Tak jest.
— A królowę?
Teraz Dumouriez uśmiechnął się w miejsce odpowiedzi.
Ułożono, iż nazajutrz, o 11-ej rano, udadzą się do Zgromadzenia, dla złożenia przysięgi, poczem zejdą się u dworu.
Brissot i Dumouriez wyszli.
— Co myślisz o przyszłym moim koledze?... zapytał Roland żony.
Pani Roland uśmiechnęła się.
— Są ludzie... powiedziała, których dosyć raz widzieć, ażeby ocenić. Jest to umysł bystry, charakter łatwy, spojrzenie fałszywe. Jest bardzo niby zadowolony z twego wejścia do ministerjum, nie zadziwiłabym się przecież wcale, gdyby cię w krótkim czasie urzędu pozbawił.
— Zupełniem tego samego zdania... odparł Roland.
I położyli się spać spokojnie, ani przeczuwając, że żelazna ręka przeznaczenia zapisała krwawemi głoskami ich nazwiska na kartach rewolucji.
Nazajutrz nowe ministerjum złożyło przysięgę Zgromadzeniu prawodawczemu, poczem udało się do Tuileries
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1001
Ta strona została przepisana.