Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1022

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli raz pobłądziłem, czego mocno żałuję, nie dowodzi to, abym miał błądzić po raz wtóry.
— Najjaśniejszy panie! wtrąciła królowa.
Król zwrócił się do Marji-Antoniny.
— I ty także czujesz to pani?
— Najjaśniejszy panie!... odrzekła królowa, muszę przyznać, że po wyjaśnieniach, jakie nam dał pan Dumouriez, jestem zupełnie jego zdania.
— A więc kiedy tak... wyrzekł król, to się zgadzam, ale pod warunkiem, że mnie, kochany Dumouriez, jak najprędzej uwolnisz od tych trzech buntowników.
— Wierz mi, Najjaśniejszy panie, że skorzystam z najpierwszej sposobności, aby ci zadość uczynić, i mam nadzieję, że długo czekać nie będziesz.
Skłoniwszy się królowi, oraz królowej, wyszedł.
Oboje odprowadzali oczyma nowego ministra wojny, dopóki nie zniknął za drzwiami.
— Dałaś mi Najjaśniejsza pani znak, abym się zgodził, cóż mi masz jeszcze do powiedzenia?
— Zgodzić się naprzód na dekret owych 20-tu tysięcy ludzi, pozwolić mu utworzyć obóz w Soissons, rozproszyć jego przyjaciół, a następnie... a no, następnie zobaczysz, co ci wypadnie zrobić z uchwałą duchownych.
— Ależ on przypomni mi dane mu słowo!
— Ale będzie skompromitowanym i będziesz go miał w ręku.
— To on, przeciwnie, to on będzie mnie miał w ręku, mając moje słowo.
— Eh! rzekła królowa, znajdzie się na to sposób, gdy się jest wychowańcem pana de Vauguyon!
I wziąwszy króla pod rękę, wyprowadziła go do sąsiedniego pokoju.