Podczas tych kilku dni upłynionych, Gilbert nie przywołany przez króla, nie uznał za stosowne udawać się do Tuilleries; ale nakoniec gdy nadszedł dzień jego, sądził, że obowiązek będzie mu wymówką, której nie chciał składać ma uczucie wyższe. Służba w przedpokojach była taż sama co i w Wersalu; Gilbert więc znanym był w pałacu Tuilleries jak i w Wersalu.
Król zresztą, choć nie przyzywał doktora, nie zapomnał o nim; umiał odróżnić przyjaciół od nieprzyjaciół.
Ludwik XVI nadto, mimo wszelkich uprzedzeń królowej, czuł dobrze, że może Gilbert nie był przyjacielem króla, ale co wychodzi na jedno, był przyjacielem władzy królewskiej.
Przypomniawszy sobie więc dzień służby kazał, skoro się tylko ukaże, wprowadzić do siebie Gilberta.
Tak więc, zaledwie Gilbert stanął w progu przedpokoju, kamerdyner podniósł się i do sypialni króla go zaprowadził.
Król przechadzał się wszerz i wzdłuż pokoju, zatopiony w myślach. Nie słyszał ani oznajmienia, ani wejścia doktora Gilberta.
Zatrzymał się on w progu czekając, aż król zauważy jego obecność i aż się odezwie.
Łatwo było odgadnąć, co zajmowało króla, bo od czasu do czasu zatrzymywał się w wielkiej zadumie; zajmował go wielki portret Karola I, malowany przez Van-Dycka; portret ten jest obecnie w Luwrze. Jakiś Anglik
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/103
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ I.
PORTRET KAROLA I-go