Na te krzyki Dumouriez, który ani kroku nie zrobił ku wyjściu, wyjął z kieszeni memorjał i podał go woźnemu, ten zaś sekretarzowi, który, obejrzawszy go, zawołał:
— Panowie, memorjał nie ma podpisu! Niechaj go podpisze! niech go podpisze! wołano ze wszech stron.
— Miałem właśnie ten zamiar... odrzekł Dumouriez, jest aż nadto sumiennie napisany, ażebym się miał wahać. Proszę o atrament i pióro.
I kiedy mu je podano, podpisał stojąc, poczem położy, na biurku i wyszedł wolno, zatrzymując się od czasu do czasu, przed drzwiami.
Głębokie milczenie towarzyszyło oddaleniu się ministra, kiedy wejście jego przyjęte było krzykami i szyderstwami.
Widzowie trybun rzucili się do korytarza, żeby zobaczyć człowieka, co tak mężnie stawił czoło całemu Zgromadzeniu. Przy drzwiach wejścia Umiarkowanych, otoczyło go kilkaset osób z ciekawością, bez zawiści, jak gdyby przeczuwając, że w trzy miesiące później człowiek ten ocali Francję pod Valmy.
Kilku deputatów królewskich zbliżyło się do pana Dumouriez; nie wątpili już wcale, że on do nich należy. Tego właśnie spodziewał się Dumouriez, żądając od króla przyjęcia dwóch uchwał.
— Czy wiesz, generale, rozprawiają teraz w Zgromadzeniu, aby cię wysłać do Orleanu i aby ci proces wytoczyć.
— Niech i tak będzie... odrzekł Dumouriez, potrzebuję odpoczynku, będą tam brał kąpiele i pił serwatkę.
— Generale!... wołał drugi, postanowili wydrukować twój memorjał.
— Tem lepiej, ta ich niezręczność zjedna mi wszystkich bezstronnych.
Wśród takiego orszaku i ciągłej wymiany zdań, doszedł do pałacu.
Król przyjął go jak najlepiej; był już dostatecznie skompromitowany.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1032
Ta strona została przepisana.