Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1036

Ta strona została przepisana.

Noc przeszła w zamku bardzo burzliwie na naradach. Miano środki obrony, a nawet zaczepki w ręku, lecz ani jednego człowieka zdolnego niemi kierować.
O dziewiątej rano, ministrowie się zebrali.
Było to 18-go czerwca.
Król przyjął ich w swoim pokoju.
Duranthon przemówił w imieniu wszystkich, z głębokicm uszanowaniem i powagą prosił króla o dymisję dla siebie i towarzyszy.
— Rozumiem... rzekł król, obawiacie się panowie odpowiedzialności.
— Najjaśniejszy Panie!... zawołał Lacoste, odpowiedzialność ciąży na królu, co do nas gotowiśmy umrzeć dla Waszej królewskiej mości, lecz ponosząc śmierć dla księży, przyśpieszylibyśmy tylko upadek władzy królewskiej.
Ludwik XVI zwrócił się do pana Dumouriez:
— Czy trwasz pan ciągle w postanowieniu jakieś wyraził w liście wczorajszym?...
— Tak. Najjaśniejszy Panie; jeżeli nasze przywiązanie i wierność nie wpłynie na przekonania Waszej królewskiej mości...
— A zatem... wyrzekł król ponuro, ponieważ panowie jesteście zdecydowani, przyjmuję wasze dymisje, postaram się sam zaradzić złemu.
Ministrowie skłonili się królowi. Morgues miał swoją prośbę napisaną, inni podali tylko ustnie.
Dworzanie, oczekujący w przedpokoju, widząc wychodzących ministrów, poznali zaraz, co się stało.
Jedni zdawali się zadowoleni, inni przestraszeni.
Horyzont zaciemniał się; jak w gorących dniach lata przeczuwano burzę.
Przy wyjściu z Tuileries Dumouriez spotkał śpieszącego dowódcę gwardji, pana de Romainvillers.
— Panie ministrze!... zawołał tenże, śpieszę po wasze rozkazy.