Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/104

Ta strona została przepisana.

proponował pokryć go całego złotą monetą, gdyby się na sprzedaż zgodzono.
Portret przedstawia Karola I-go pod jednym z tych drzew smutnych a rzadkich, które rosną na brzegu morza. Paź trzyma konia okulbaczonego, tło stanowi morze.
W twarzy królewskiej rozlany smutek. O czem myśli ten Stuart, którego poprzedniczką była piękna a nieszczęśliwa Marja, zaś następcą będzie Jakób II-gi?
A raczej o czem myślał malarz pełen genjuszu, który twarzy króla tyle nadał wyrazu?
O czem myślał malując go przed czasem, takim jak w ostatnich dniach jego ucieczki, jako prostego jeźdźca, tuż podle wzburzonego morza, przy koniu, w gotowości do uderzenia ale i do ucieczki?
Czy, odwracając obraz Van-Dycka, nie znaleźlibyśmy jakiego zarysu rusztowania z White-Hall?
Głos tego płótna snać bardzo wyraźnie przemawiał, skoro go usłyszał człowiek natury tak materjalnej jak Ludwik XVI, i skoro zasępiło mu się czoło.
Trzy razy król zatrzymywał się przed tym obrazem i trzy razy z westchnieniem rozpoczynał przerwaną przechadzkę.
W końcu, Gilbert zrozumiał, że w niektórych okolicznościach, widz mniej bywa niedyskretnym, gdy objawia swoją obecność, niż gdy czeka i milczy.
Poruszył się.
Ludwik XVI zadrżał i odwrócił głowę.
— Ah! to ty, doktorze, rzekł. — Chodź; szczęśliwy jestem, że cię widzę.
Gilbert zbliżył się z ukłonem.
— Dawno tu jesteś, doktorze?
— Od kilku minut, Najjaśniejszy Panie.
— Aha! — wtrącił król zamyślając się znowu.
Po chwili poprowadził doktora przed arcydzieło Van-Dycka:
— Znasz ten portret? — zapytał.
— Znam, Najjaśniejszy Panie.
— Gdzieś go widział?
— Dzieckiem, u pani Dubarry, a jakkolwiek dzieckiem byłem wtedy, silne zrobił na mnie wrażenie.
— Tak... u pani Dubarrry... — szepnął Ludwik XVI.
Po chwili dodał, pytająco: