Ta masa wydawała także okrzyki: „Niech żyje naród! Niech żyją Sankjuloci! Precz z państwem Veto.
Na długo przed ukazaniem się kolumny, słychać było odgłos jej śpiewu i szemrania, krzyku, niby świst burzy, przerzynający powietrze.
Na placu Vendôme, oddział Santerra, mający zasadzić topolę na tarasie Umiarkowanych, napotkał straż, złożoną z gwardji narodowej. Nic łatwiejszego, jak zmiażdżyć ten posterunek, ale lud chciał sobie wyprawić uciechę, chciał się śmiać i bawić, chciał przestraszyć pana i panią Veto! ale nie chciał zabijać. Porzucono myśl zasadzenia drzewka na tarasie i udano się z niem na sąsiednie podwórze Kapucynek.
Zgromadzenie słyszało hałas na godzinę przedtem, nim delegowani ludu nadeszli z prośbą, aby im przedefilować pozwolono.
Vergniaud zgadzał się na tę prośbę, lecz żądał, aby wysłano 6-ciu deputowanych dla bezpieczeństwa pałacu.
Żyrondyści chcieli nastraszyć króla i królowę, lecz nie chcieli im wyrządzić nic złego.
Jeden z Umiarkowanych odrzucił wniosek Vergniauda, z zasady, iż ta zbytnia przezorność byłaby ubliżeniem dla ludu paryskiego.
Czy nie myśl zbrodni ukrywała się pod tym pozorem zaufania?
Wydano żądane pozwolenie i 30-ści tysięcy proszących przeszło przez salę Zgromadzenia.
Zeszło na tem od południa do godziny trzeciej.
Tłumy uzyskały pierwszą część swego żądania: przedefilowały przed Zgromadzeniem i odczytały swoją prośbę, pozostawało tylko pójść do króla i zażądać potwierdzenia dekretu względem duchowieństwa.
Gdy Zgromadzenie przyjęło deputację, czy jej król mógł nie przyjąć? Król nie był większym panem od prezesa, skoro miał tylko fotel po jego lewicy!
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1048
Ta strona została przepisana.