Marja-Antonina chciała dzieci sobą zasłonić.
— Tak będzie dobrze... zawołał Gilbert rozkazująco, nie ruszajcie się!...
Drzwi ustępowały już pod naciskiem, więc Gilbert zaraz je otworzył i rzekł:
— Wejdźcie, obywatelki, królowa i dzieci jej, oczekują na was.
Tłum, jak potok przez zerwaną tamę, wpadł do sali, tłum był rozszalały.
— Gdzie jest austrjaczka!... gdzie pani Veto!... wrzasnęło pięćset głosów.
Chwila była straszna!...
Gilbert zrozumiał, że teraz tylko od Boga spodziewać się można pomocy.
— Spokoju, Najjaśniejsza Pani!... rzekł do królowej, dobroci nie potrzebuję ci zalecać.
Jakaś młoda kobieta z rozwianemi włosami, potrząsając pałaszem, piękna z oburzenia, a może i głodu, wyprzedzała inne.
— Gdzie austrjaczka?... wołała, musi umrzeć z mojej ręki!...
Gilbert wziął ją za ramię, przyprowadził do królowej i wyrzekł:
— Oto jest!...
— Czy ja zrobiłam ci co złego?... spytała królowa dźwięcznym głosem.
— Nie, Najjaśniejsza Pani... odrzekła kobieta, zdziwiona słodyczą i majestatem królowej.
— Dlaczego więc chcesz mnie zabić?...
— Powiedziano mi, że ty naród gubisz... wyszeptała zmieszana dziewczyna, opuszczając pałasz ku ziemi.
— Zwiedziono cię, moje dziecię. Jestem małżonką króla Francji, matką delfina, oto tego dziecka, patrzaj. Jestem francuską i nigdy już nie ujrzę mojej ojczyzny; we Francji tylko mogę być szczęśliwą, albo nią nie będę nigdzie. Byłam już szczęśliwą, gdyście mnie kochali...
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1055
Ta strona została przepisana.