Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1056

Ta strona została przepisana.

Królowa westchnęła i zamilkła.
— O!... Najjaśniejsza Pani!... zawołała z płaczem dziewczyna, rzucając pałasz, nie znałam cię, a widzę, że jesteś dobrą. Przebacz mi!...
— Postępuj tak dalej, królowo... szepnął zcicha Gilbert, a będziesz ocaloną i lud ten będzie przed tobą klęczał, hołd ci oddając.
I, powierzywszy królowę dwom gwardzistom i ministrowi wojny, panu Lajard, który właśnie wchodził, pobiegł do króla.
Króla coś podobnego spotkało, gdy wchodził do sali z owalnemi oknami; drzwi ustępowały prawie pod naciskiem.
— Otwórzcie... zawołał król, otwórzcie!...
— Obywatele... odezwał się donośnym głosem pan d‘Hervilly, nie potrzebujecie wysadzać drzwi, król rozkazał je otworzyć.
I w tej chwili odsunął rygle.


Najście to brutalne powstrzymane zostało w części przez wdanie się Billota, który nawoływał, ażeby działać prawnie, w części przez Gilberta, który rzucił się między króla i lud.
— Nie obawiaj się niczego, Najjaśniejszy Panie i staraj się jaką powierzchowną demonstracją uspokoić tych szalonych.
Król wziął rękę Gilberta i położył na sercu.
— Widzisz pan, iż nic się nie lękam, przyjąłem bowiem dziś Sakramenta. Niech więc czynią, co chcą. Chcesz powierzchownej oznaki jakiej, oto masz, czyś zadowolony?...
I król, zdjąwszy z głowy najbliższego sankiulota czerwoną czapkę, wcisnął ją sobie na głowę.
W tejże chwili tłum wybuchnął okrzykiem:
— Niech żyje króli... niech żyje naród!...
Jakiś człowiek przedarł się przez tłum i zbliżył do króla z butelką w ręku.
— Jeżeli tak kochasz naród, jak mówisz, wypij za jego zdrowie!...