Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1068

Ta strona została przepisana.

— Mów, zawołał Chabot, gotów jestem na wszystko, byle zniweczyć to, co nienawidzę.
— Tak, mówił dalej Grangeneuve, gdy rzucę wstecz okiem, widzę wszędzie krew przy zawiązkach rewolucji, od Lukrecji począwszy, a skończywszy na Sidneyu. Dla mężów stanu rewolucje są tylko teorją, dla ludów zemstą. Chcąc zatem pchnąć tłumy do zemsty, trzeba im wskazać ofiary; dwór nam odmawia, my więc sami poświęcamy się dla naszej idei.
— Nie pojmuję twej myśli, powiedział Chabot.
— Potrzeba, aby jeden z nas, jeden z najbardziej znanych, z najbardziej zaciętych, jeden z najzacniejszych, zginął z ręki arystokratów.
— Mów dalej.
— Potrzeba, aby ten, który ma zginąć, należał do Zgromadzenia, aby Zgromadzenie musiało się mścić, potrzeba oto, abym ja był tą ofiarą!
— Lecz arystokraci nie uderzą na ciebie, Grangeneuve, nie uczynią tego!
— Wiem, i dlatego mówiłem, że potrzeba człowieka z odwagą, aby...
— Aby co?
— Aby mnie zabił.
Chabot cofnął się, lecz Grangeneuve schwycił go za rękę.
— Przed chwilą utrzymywałeś, że byłbyś zdolny na wszystko, aby zniweczyć to, czego nienawidzisz, czy zechcesz mnie zamordować?
Chabot milczał, a Grangeneuve mówił dalej:
— Słowa moje są niczem, życie moje nieużyteczne dla wolności, podczas gdy śmierć moja przyniesie jej korzyści Trup mój będzie sztandarem powstania i powiadam ci, Chabot... tu Grangeneuve wskazał gwałtownym ruchem Tuileries — potrzeba, aby ten gmach i ci, którzy w nim się znajdują, zginęli pośród odmęty.
Chabot patrzył na Grangeneuva, pełen zachwytu.
— I cóż? — spytał Grangeneuve.