Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1069

Ta strona została przepisana.

— Ha! wzniosły Dyogenesie, rzekł Chabot, zgaś twoją latarnię, znalazłeś człowieka!
— Ułóżmy się zatem, rzekł Grangeneuve i niech się to stanie dzisiejszej nocy. Będę się przechadzał tam tutaj (znajdowali się wprost bram Luwru, w miejscu najbardziej odludnem i ciemnem). Jeżeli się lękasz, aby cię ręka nie zawiodła, uprzedź dwóch innych patrjotów, a po tym znaku poznasz mnie — to mówiąc, podniósł ręce w górę uderzycie mnie, a możecie być pewni, że padnę bez jęku.
Chabot otarł pot z czoła.
— Rano znajdą mego trupa, ty obwinisz dwór, a zemsta ludu dokona reszty.
— Dobrze!.. rzekł Chabot, zatem tej nocy.
I dwaj dziwni spiskowcy, podawszy sobie ręce, rozeszli się.
Grangeneuve powrócił do domu, napisał testament, który datował z Bordeaux o rok wcześniej.
Chabot poszedł na obiad do Palais-Royal, a po obiedzie zaszedł do nożownika i kupił nóż.
Wychodząc stamtąd, zobaczył na afiszu, że panna Kandelja występowała, wiedział już, gdzie szukać Vergniauda.
Wstąpił do teatru Komedji francuskiej, wszedł do loży pięknej aktorki i zastał tam zwykłe jej otoczenie: Vergniauda, Valmę, Cheniera, Dugazona.
Grała w dwóch sztukach.
Chabot pozostał do końca widowiska.
Gdy po przedstawieniu Vergniaud zamierzał odwieźć artystkę do jej mieszkania, Chabot wsiadł za nim do powozu.
— Czy masz mi co do powiedzenia? — spytał Vergniaud.
— Tak, lecz nie obawiaj się, niedługo to potrwa.
— Mów więc prędko.
— Jeszcze nie czas.
— Kiedyż więc?
— O północy.
Piękna Kandelja drżała, słuchając tej rozmowy.
— Panie! — wyszeptała.