Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1102

Ta strona została przepisana.

W pól godziny przyszedł Robert po Dantona, aby szedł do ratusza.
Obudzono go.
— Niech idą, a mnie spać pozwolą... zawołał, jutro, jak będzie dzień...
Robert z żoną poszli do domu.
Za chwilę znów zadzwoniono.
Pani Danton poszła otworzyć i wprowadziła wysokiego chłopca, około lat 20-tu, blondyna, w mundurze kapitana gwardji narodowej i z karabinem w ręku.
— Pan Danton?... spytał.
— Mój przyjacielu, wstań!... rzekła pani Danton, budząc męża.
— A co?... jeszcze?... rzekł Danton.
— Panie Danton!... odezwał się młodzieniec, czekają na pana.
— Gdzie?
— W ratuszu.
— Kto mnie tam czeka?
— Naczelnicy oddziałów, a w szczególności pan Billot.
— Wściekły!... rzekł Danton. Powiedz pan Billotowi, że przyjdę...
Pitoux, on to był bowiem, zaczekał chwilę, aby wyjść razem z Dantonem. Ten już nie zwlekał.
Ucałował żonę i wyszedł z Pitoux.
Żona westchnęła i zwiesiła głowę na fotel.
Lucylla myślała, że płacze, lecz po chwili widząc, że się wcale nie porusza zbudziła męża i zbliżywszy się do pani Danton spostrzegła, że jest zemdloną.
Pierwsze promienie słońca zaczęły się wciskać do okien, dzień zapowiadał się piękniej lecz jakby za nieszczęsną wróżbę, niebo było koloru krwi.