Pétion schylał się od czasu do czasu, podnosił kamyk i przerzucał go na drugą stronę.
Wreszcie zawiadomiono go, że król życzy sobie z nim mówić.
— I cóż... zapytał go Roederer, nie idziesz?...
— Nie.... odpowiedział Pétion, za bardzo tam gorąco. Przypominam sobie ten gabinet i nie mam najmniejszej ochoty doń powrócić; a wreszcie naznaczyłem komuś schadzkę na tarasie Feuillantów.
I schylał się wciąż, i podnosił kamienie, i przez mur je przerzucał.
— Komuż naznaczyłeś schadzkę?... zapytał Roederer.
W tej chwili otworzyły się drzwi Zgromadzenia, wychodzące na taras.
— Zdaje mi się... rzekł Pétion, że to właśnie, na co oczekiwałem.
— Przepuścić pana Pétiona!... zawołał głos jakiś. Zgromadzenie przywołuje go przed siebie, ażeby zdał sprawę ze stanu sił Paryża.
— Właśnie!... odezwał się Pétion po cichu.
A głośno dodał:
— Jestem gotów odpowiadać na interpelacje moich nieprzyjaciół.
Gwardziści narodowi, w mniemaniu, że go tam spotka coś złego, przepuścili go chętnie.
Było około godziny trzeciej z rana; poczęło świtać, słońce wschodziło czerwono.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1109
Ta strona została przepisana.