Gilbert widział, że musi stoczyć walkę, ale był przygotowany.
— Mirabeau!... powtórzył — tak, Najjaśniejszy Panie, Mirabeau.
Król zwrócił się do portretu Karola I.
— Cobyś odpowiedział Karolu Stuarcie, spytał poetycznego płótna Van-Dycka, gdyby ci podczas trzęsienia ziemi pod twemi nogami, proponowano oprzeć się na Cromwellu?
— Karol Stuart nie przyjąłby propozycji, rzekł Gilbert i dobrzeby zrobił, niema jednak podobieństwa między Cromwellem a Mirabeau.
— Nie wiem z jakiej strony patrzysz na te rzeczy, doktorze, rzekł król. — Dla mnie niema stopnia zdrady; zdrajca mniejszy, czy większy, zawsze jest i będzie zdrajcą.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł Gilbert z szacunkiem ale i z niezwyciężoną stanowczością, ani Cromwell, ani Mirabeau nie są zdrajcami!
— A czemże? — zawoła król.
— Cromwell jest buntowniczym poddanym, Mirabeau szlachcicem niezadowolonym?
— Niezadowolonym z czego?
— Z wszystkiego, ze swojego ojca, który go zamknął w zamku d‘Iff i wieży Vincennes, z trybunału, który go skazał na śmierć, z króla, który nie poznał jego genjuszu i dotąd go nie poznaje.
— Genjuszem męża politycznego, odparł żywo król — jest uczciwość.
— Odpowiedź piękna, Najjaśniejszy Panie, godna Tytusa, Trajana lub Marka-Aureljusza, niestety doświadczenie zaprzecza jej słuszności.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/111
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.
MIRABEAU.