trochę; potem około drugiej wstań i przechadzaj się po drugiej stronie muru tarasowego Umiarkowanych. Jeżeli spostrzeżesz lub usłyszysz kamienie rzucane z ogrodu Tuilleries, będzie to znakiem, że jestem więźniem i że mi grozi niebezpieczeństwo.
— Rozumiem.
— Pójdziesz w takim razie do Zgromadzenia i powiesz kolegom swoim, aby mnie uwolnili. Czy rozumiesz, panie Billot? Powierzam ci moje życie!
— Ręczę za nie, odparł Billot, bądź pan zupełnie spokojny.
Pétion odszedł istotnie spokojny, bo ufał bezwzględnie doświadczonemu patriotyzmowi Billota, a ten tem śmielej ręczył za wszystko, że miał przy sobie Pitoux.
Billot więc, zgodnie z umową, przechadzał się koło tarasu Umiarkowanych.
Zaledwie przyszedł, upadł kamień jeden, następnie drugi, a potem trzeci. Billot domyślił się, że obawy Pétiona były uzasadnione, że jest więźniem w Tuileries.
Udał się więc natychmiast na Zgromadzenie, a to, jak widzieliśmy, wezwało zaraz Pétiona.
Pétion uwolniony, przeszedł przez salę Zgromadzenia i powrócił pieszo do ratusza. Na podwórzu Tuileries reprezentował go tylko powóz pozostawiony.
Billot również powrócił i zastał Pitoux kończącego wieczerzę.
— Co nowego, panie Billot?... zapytał ten ostatni.
— Nic — odpowiedział Billot — chyba to, że już dnieje i że niebo okrutnie czerwone.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1111
Ta strona została przepisana.