Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1112

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXVIII.
OD TRZECIEJ DO SZÓSTEJ Z RANA.

Wiemy jak dnieć zaczynało.
Pierwsze jasne promienie oświetliły dwóch kawalerzystów, którzy przejeżdżali się stępa po pustym placu Tuileryjskim.
Był to dowódca gwardji narodowej, pan Mandat i adjutant jego.
Mandat, wezwany około pierwszej rano do ratusza, nie stawił się tam od razu.
O drugiej ponowiono doń rozkaz z większym naciskiem.
Gdy przybył do wielkiej sali ratusza, znalazł się wobec nieznanych mu, surowych twarzy. Cała ta rewolucja spoglądała tu na niego i żądała rachunku z postępowania.
Jeden z członków nowej rady municypalnej, tego straszliwego zebrania, które zgniecie Zgromadzenie prawodawcze i walczyć będzie z Konwencją, jeden z członków nowej rady zbliży! się i w imieniu wszystkich zapytał:
— Z czyjego rozkazu podwoiłeś pan straż zamkową?
— Z rozkazu mera Paryża... odpowiedział Mandat.
— Gdzie ten rozkaz?
— W Tuileries. Zostaywiłem go tam, aby był wykonanym.
— Gdyż potrzebowałem bataljonu, a gdy bataljon idzie idą z nim i armaty.
— Dlaczego wziąłeś armaty?