Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1122

Ta strona została przepisana.

Gwardziści nie byli dalekimi od żartowania nawzajem, lecz szwajcarzy zachowywali się poważnie, gdyż pięć minut przed ukazaniem się powstańców zdarzył się fakt następujący:
Gwardziści narodowi, patrjoci, w następstwie sprzeczki zaszłej z powodu Mandata, odłączyli się od gwardzistów narodowych rojalistów, i porzucając swych współ-obywateli, pożegnali razem i szwajcarów, których odwagę szanowali.
Żegnając się, dodali, iż przyjmą w swych domach jak braci tych szwajcarów, których zechcą iść wraz z nimi.
Natenczas dwóch z kantonu Vand, odpowiadając na to wezwanie, uczynione w ich języku, opuściło szeregi i rzuciło się w objęcia francuzów, jako swych ziomków prawdziwych.
Lecz w tejże chwili dwa wystrzały karabinowe padły z okien pałacowych i dwie kule dosięgły dezerterów, znajdujących się jeszcze w objęciach nowych swych przyjaciół.
Oficerowie szwajcarscy, doskonali strzelcy, polujący na dzikie kozy i sokoły, wzięli się na ten sposób, aby przeszkodzić dezercji.
Wypadek, jak to łatwo zrozumieć, uczynił szwajcarów poważnymi, prawie odrętwiałymi.
Co do ludzi wprowadzonych na podwórze, uzbrojonych w stare pistolety, stare fuzje i nowe piki, to jest gorzej uzbrojonych, niż gdyby wcale broni nie mieli, byli to ci dziwni podżegacze rewolucyjni, jakich widzieliśmy na czele wszystkich wielkich zaburzeń i jacy, śmiejąc się przybiegują otworzyć przepaść, mającą pochłonąć wielkie interesa państwa.
Kanonierzy przeszli do nich, gwardja narodowa zdawała się również zdecydowaną, chcieli namówić szwajcarów, aby toż samo uczynili.
Nie zważali, że czas wyznaczony przez ich wodza Pitoux, panu Roedererowi, upłynął, i że już był kwadrans na jedenastą.
Bawili się: pocóż mieli liczyć minuty?...