Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1130

Ta strona została przepisana.

— Najjaśniejszy Panie, odparł z pokłonem Roederer, takie jest moje zdanie.
— Idźmy zatem, panowie!... rzekł król, tu nie mamy już co robić.
Królowa westchnęła, wzięła delfina na ręce, zwróciła się do pani de Lamballe i pani de Tourzel i powiedziała:
— Chodźcie, panie, skoro król tego żąda!
Król postępował pośród dwóch szeregów Szwajcarów.
Nagle z prawej strony posłyszano ogromny hałas. Drzwi, wychodzące na Tuillieries od strony pawilonu Flory, wyparto, masa ludu wiedząc, że król udaje się do Zgromadzenia, rzuciła się do ogrodu. Człowiek, który zdawał się prowadzić całą tę bandę, niósł za sztandar głowę zatkniętą na lancę.
Kapitan wstrzymał pochód i kazał wziąć na cel.
— Panie de Charny!... zawołała królowa, jeżeli będziesz widział, że mnie porywają ci nędznicy, zabij mnie, proszę cię o to...
— Nie mogę ci tego przyrzec, Najjaśniejsza Pani, odpowiedział Charny.
— Dlaczego?... krzyknęła królowa.
— Bo nim cię dotknie czyja ręka ja już żyć nie będę!
— Patrzcie... rzekł król, to głowa tego biednego Mandata, poznaję ją!
Banda zbójców nie śmiała się zbliżyć, lecz obrzucała obelgami króla i królowę. Padło kilka wystrzałów, jeden Szwajcar został zabity, jeden raniony.
Nowy wypadek zaszedł na drodze pochodu królewskiego; była to znaczna masa ludzi, którzy z groźnemi gestami, potrząsając bronią, stali na schodach i na tarasie, kędy trzeba było przejść, aby się dostać z ogrodu Tuileries do Maneżu.
Niebezpieczeństwo było tem większe, iż Szwajcarzy nie mogli utrzymać się w szeregu.
Kapitan rozkazał im przeciskać się przez lud; powstała taka wściekłość, że Roederer zawołał: