W ciągu kilkunastu minut rozeszła się wieść, że król opuścił zamek, i że udał się do Zgromadzenia z prośbą o schronienie.
Trudno wypowiedzieć, jakie wrażenie wywarła ta wiadomość, nawet na najbadziej zdecydowanych rojalistów. Król, który przyrzekł umierać na swem królewskiem stanowisku, opuścił je, i przechodził do nieprzyjaciół, oddawał się im bez walki! Gwardja narodowa uznała się za zwolnioną od przysięgi, i rozeszła się na wszystkie strony.
Część szlachty poszła za jej przykładem, uważając, że niema racji narażać się na śmierć za sprawę, która sama uznaje się za upadłą.
Zostali tylko Szwajcarzy, milczący niewolnicy regulaminu.
Z wierzchołka tarasu pawilonu Flory i przez okna galerji Luwru, widziano nadciągające te przedmieścia bohaterskie, którym żadna armja nigdy się nie oparła, i które w jednym dniu zburzyły Bastylję, fortecę o fundamentach liczących całe cztery wieki istnienia.
Powstańcy mieli plan, sądzili, że król jest w zamku i chcieli go ze wszystkich stron otoczyć.
Około dwustu Szwajcarów uszykowanych do boju, stało na placu Karuzelu.
Powstańcy szli prosto na nich i w chwili, gdy Szwajcarzy spuszczali karabiny, aby dać ognia, odsłonili swoje armaty i pierwsi wystrzelili.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1134
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXII.
OD POŁUDNIA DO TRZECIEJ.