Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Panie, szlachetką, nie jest może najwyższą moralnością, ale jest z pewnością najwyższą szlachetczyzną.
— No, no, panie Gilbert — rzekł król z rodzajem przykrości, sądził bowiem, że zna lepiej znaczniejsze osoby swego królestwa niż kto inny, widzę, że znasz dobrze rodzinę Mirabeau. Opowiadaj dalej. Nim się kogoś przypuści do siebie, trzeba go wprzód zbadać koniecznie.
— Tak, Najjaśniejszy Panie!... — odparł Gilbert ukłuty rodzajem ironji króla, opowiem to Waszej królewskiej mości. Toż to Mirabeau, ów Bruno de Riquetti, który w dniu inauguracji statui zwycięstwa przez pana de la Feuillade, przechodząc z pułkiem gwardyjskim, na Nowym-Moście — zatrzymał się przed posągiem Henryka IV i rzekł zdejmując kapelusz: „Przyjaciele, pokłońmy się temu, bo wart on więcej, niż kto inny!“ Toż Mirabeau był, ów Franciszek de Riquetti, który mając lat siedemnaście, wraca z Malty i znajduje swą matkę Annę de Ponseres w żałobie, pyta jej więc o przyczynę, ponieważ ojciec od dziesięciu lat już umarł! „Zostałam znieważoną“ odpowiedziała matka. — „Przez kog»?“ „Przez kawalera de Grasque“. „I nie zemściłaś się na nim“? — pyta znowu Franciszek, który znał swoją matkę. — Miałam wielką ochotę! Pewnego dnia znalazłam go samego, przyłożyłam mu więc nabity pistolet do piersi i powiedziałam: Gdybym była samą rozstrzaskałabym ci mózg, a jak widzisz, mogę to zrobić, ale mam syna, który mnie pomści zaszczvtniej!“ „Dobrze zrobiłaś matko“ — odpowiedział młody człowiek. I nie rozbierając się pobiegł do kawalera de Grasque, wyzwał go w ogrodzie i zamknąwszy się z nim, zabił zawadjakę, rębacza. Toż to Mirabeau, ów markiz Jan Antoni, który miał sześć stóp wysokości, piękność Antinousa, siłę Milona i który w ośmnastu łatach był muszkieterem, dowodził legjonem ludzi straszliwych, jak on sam niezwyciężonych, o których inni żołnierze mówili: „Widzisz te ponsowe ozdoby, to Mirainbaux, to znaczy legja djabelska przez szatana dowodzona“. Ale mylili się nazywając szatanem dowódcę, bo był to człowiek pobożny, tak pobożny, że gdy dnia pewnego las się zapalił, nie kazał go zwyczajnemi środkami ratować, ale przynieść Najświętszy Sakrament, i ogień ugasi. Prawda, że to była pobożność pana feodalnego, prawda, że kiedy raz dezerte-