— Któż to taki, pani hrabino?... zapytał Pitoux.
— Królowa... szepnęła Andrea.
— Czy pani wie, gdzie jest królowa?...
— W Zgromadzeniu narodowem podobno, a mam jeszcze nadzieję, że hrabia Charny jest tam z nią także.
— O!... tak, tak!... powiedział Pitoux, czepiając się tej nadziei przez wzgląd na biedną wdowę, czy chce pani iść do Zgromadzenia?...
— Może mnie nie wpuszczą...
— Podejmuję się wprowadzić tam panią.
— Chodźmy więc!...
Andrea rzuciła pochodnię, nie troszcząc się, że może zapalić podłogę, a w następstwie całe Tuilleries, ale czemże były Tuilleries wobec jej rozpaczy tak głębokiej, że łez nie znajdowała.
Andrea znała dobrze wnętrze pałacu niegdyś przez nią zamieszkiwanego, trafiła do schodów ukrytych, wiodących do antresol, a z antresol do wielkiej sieni i Pitoux, nie idąc z powrotem przez szereg zakrwawionych pokoi znalazł się znowu kolo wielkiego zegara.
Maniquet pilnował bacznie.
— I cóż twoja hrabina?... zapytał.
— Ma nadzieję znaleźć męża w Zgromadzeniu, tam idziemy.
Poczem dodał pocichu:
— Ponieważ moglibyśmy odnaleźć hrabiego nieżywym przyślij mi do bramy Opactwa czterech tęgich chłopaków, na których mógłbym liczyć, że bronić będą trupa arystokraty, jak gdyby to był trup patrjoty.
— Dobrze, idź z hrabiną!... będziesz miał takich czterech ludzi.
Andrea czekała przy drzwiach ogrodu, gdzie postawiono szyldwacha. Ponieważ Pitoux sam go postawił, szyldwach przepuścił go w tej chwili.
Ogród Tuilleries oświetlony był lampami, poumieszczanemi gdzieniegdzie, po większej części na podstawach posągów.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1149
Ta strona została przepisana.