Pitoux dał znak dwom swoim ludziom, aby nieznacznie zajęli stanowisko po obu stronach drzwi, sam zaś oczekiwał Beausire’a na ostatnim stopniu schodów.
Łotrzyk zauważył widać ten manewr, bo zatrzymał się i jak gdyby coś zapomniał, chciał powracać na górę.
— Za pozwoleniem, obywatelu!... zawołał Pitoux, tędy się wychodzi.
— Tędy?
— Ponieważ zaś mamy rozkaz opuścić Tuilleries, proszę wyjść z łaski swojej.
Beausire podniósł głowę do góry i zaczął znów schodzić.
Stanąwszy na ostatnim stopniu, poniósł rękę do czerwonej czapki i, udając żołnierską butę, zapytał:
— No jakże, kolego, czy można wyjść, czy nie?
— Można; ale przedtem, trzeba się poddać małej formalności, odpowiedział Pitoux.
— Jakiejże to, mój piękny kapitanie?...
— Trzeba się dać zrewidować.
— Co, rewidować patrjotę, zwycięzcę, człowieka, który tylko co wytępiał arystokratów?...
— Taki jest rozkaz, kolego, jeżeli zachodzi między nami jakie koleżeństwo, schowaj zatem swoją wielką szablę do pochwy, bo już ci niepotrzebna i poddaj się, bo inaczej będę zmuszony użyć siły.
I Pitoux pochwycił rzekomego patrjotę prawą ręką, lewą wyrwał mu szablę, złamał jej ostrze, a rękojeść rzucił zdala od siebie.
— Dalej, przyjaciele!... zawołał popychając byłego sierżanta między swoich ludzi, zrewidujcie pana de Beausire!...
— No to rewidujcie!... — oświadczył Beausire, i rozpuścił ręce jak ofiara — rewidujcie!..
Nie czekano na pozwolenie pana de Beausire, ale ku wielkiemu zdziwieniu kapitana Pitoux a szczególniej też Maillarda, po przetrząśnięciu wszystkich kieszeni, nie znaleziono w nich nic oprócz talji kart wytartych i jedenastu sous.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1177
Ta strona została przepisana.