— Coś zrobił z dwoma sous, paskudny dzieciaku?... — spytała.
— Ja nie wiem... — odpowiedziało dziecko. — Chodź, mamo Oliwjo!...
— Musisz wiedzieć, bo się napierałeś nieść pieniądze i dałam ci je.
— Musiałem je zgubić... — odrzekło dziecko. No, chodź, mamo!...
— Ślicznego masz chłopca, obywatelko!... — odezwał się nagle Maillard, — i musi być sprytny, ale trzeba go pilnować, ażeby nie został złodziejem.
— Złodziejem?... — podchwyciła kobieta, którą chłopiec nazywał mamą Oliwją, — a to dlaczego, mój panie?..
— Bo on nie zgubił dwóch sous, ale je dobrze schował!
— Ja?... — zawołało dziecko — nieprawda!...
— W twoim buciku są dwa sous — obywatelko, w twoim... — dodał Maillard.
Mama Oliwja, pomimo zaprzeczeń małego Tosia, zdjęła bucik z lewej nogi i znalazła w nim dwa sous.
Pieniądze te oddała aptekarzowi i oddaliła się z dzieckiem, grożąc mu karą, która mogłaby się wydać straszną obecnym, gdyby nie byli przekonani, że ją niewątpliwie złagodzi serce macierzyńskie.
Wypadek ten, zresztą tak drobny wśród okoliczności tak poważnych, w jakich się znajdowano, byłby przeszedł niepostrzeżenie, gdyby Maillarda nie zainteresowało wielce podobieństwo tej kobiety do królowej.
Podszedł więc do aptekarza i korzystając z chwilki wolnego czasu, zagadnął:
— No, zauważyłeś?...
— Co takiego?...
— Podobieństwo tej obywatelki, która stąd wyszła...
— Do królowej?... — wtrącił aptekarz ze śmiechem.
— Tak, toś ty też zauważył, jak i ja.
— O!... już oddawna!...\
— Jakto, oddawna?
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1181
Ta strona została przepisana.