Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1183

Ta strona została przepisana.

ciągnął dalej Maillard — powiedz mi z ręką na sumieniu, jak prędko działać zacznie twoje lekarstwo?
— Nie prędzej, jak po dwóch godzinach.
— Tego mi tylko potrzeba.
— Tak cię Beausire interesuje?
— O! bardzo, i to tak bardzo, że z obawy, aby go źle nie pielęgnowano, pójdę poszukać dla niego...
— Czego?...
— Dwóch dozorców! Dowidzenia, mój drogi.
Maillard wyszedłszy ze sklepu aptekarskiego na twarzy miał złowrogi uśmiech, jedyny jaki się u niego zjawiał i skierował się znów do Tuileries.
Pitoux był nieobecny; przypominamy sobie, że w ogrodzie podążył za hrabiną Charny, ale podczas jego nieobecności Maillard zastał na stanowisku Maniqueta i Telliera.
Obadwaj go poznali.
— A! to pan Maillard? — zapytał Maniquet, — cóż, dogoniłeś go pan?..
— Nie, — rzekł Maillard. — ale jestem na jego tropie.
Tu skinął na porucznika i na podporucznika, ażeby się doń zbliżyli.
— Wybierzcie mi ze swego oddziału dwóch ludzi pewnych.
Maniquet, zwracając się do warty, zawołał:
— Niech tu przyjdzie dwóch na ochotnika.
— Dwunastu ludzi się podniosło.
— No, ty, Boulangerze, — rzekł Maniquet — chodź tu!
Jeden z ludzi zbliżył się.
— I ty, Molizarze.
Drugi zajął miejsce przy pierwszym.
— Może więcej chcesz, panie Maillard? — zapytał Tellier.
— Nie, ci mi wystarczą. Chodźcie, moje zuchy!
Obaj ochotnicy poszli za Maillardem. Zaprowadził ich na ulicę Żydowską i zatrzymał się przed bramą pod numerem 6.