— To tutaj... — rzekł — wejdziemy.
Przybysze zapuścili się na schody, aż na czwarte piętro.
Tu wskazówką dla nich były krzyki pana Tosia, któremu dość łagodną karę macierzyńską poprawił pan Beausire, uznawszy za stosowne ręką żylastą wyciąć mu kilka policzków.
Maillard usiłował otworzyć drzwi, zamnkięte na zasuwkę.
Zapukał.
— Kto tam?... — zapytał przeciągły głos panny Oliwji.
— W imieniu prawa, otwórzcie!... — odpowiedział Maillard.
Wreszcie, pani Beausire zebrała odwagę i w chwili, gdy Maillard zapukał po raz drugi, drzwi się otworzyły.
Trzech ludzi weszło, ku wielkiej trwodze panny Oliwji i pana Tosia, który schował się za starym fotelem.
Pan Beausire leżał, a na stoliczku nocnym, oświetlonym licha łojówką w blaszanym lichtarzu. Maillard spostrzegł z zadowoleniem próżną buteleczkę. Lekarstwo zostało połknięta; trzeba było tylko czekać na skutek.
Podczas drogi, Maillard opowiadał Boulangerowi i Molizarowi, co się stało u aptekarza, tak że ci, gdy przyszli do pokoju Beausire’a, doskonale byli obeznani z położeniem.
Zestawił ich tedy na straży i udał się do ratusza.
Aptekarz się nie omylił: we dwie godziny lekarstwo podziałało. Skutek trwał godzinę prawie i był jak najpomyślniejszy.
Około godziny trzeciej zrana, Maillard zobaczył swych ludzi.
Przynosili setki tysięcy franków w djamentach najczystszej wody, ale jeszcze powalanych przez pana Beausire, wskutek zażytego lekarstwa.
Pan de Beausire został odprowadzony do Chatelet.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1184
Ta strona została przepisana.