Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1192

Ta strona została przepisana.

Gdy zameldowano Gilberta. Danton był z żoną, czyli raczej żona u nóg jego leżała: rzeź była tak wiadomą naprzód, że błagała go, aby do niej nie dopuścił.
— Umrzyj!... umrzyj!... jeżeli tego potrzeba — wołała młoda kobieta, ale niechaj rzezi nie będzie!..
— Człowiek taki, jak ja, nie umiera bezużytecznie odpowiedział Danton. — Umrę chętnie, jeżeliby śmierć moja była pożytkiem dla ojczyzny!...
Zameldowano doktora Gilberta.
— Nie odejdę... — powiedziała pani Danton, — dopóki mi nie przyrzekniesz, że czynić będziesz wszystko, co jest w twojej mocy, aby nie dopuścić do obrzydliwej zbrodni.
— Zostań więc!... — powiedział Danton.
Cofnęła się o parę kroków, gdy mąż wyszedł naprzeciw doktora, znanego sobie z opinji i z widzenia.
— A!... doktorze!... — powiedział — przybywasz w sam czas, a gdybym był wiedział, gdzie mieszkasz, byłbym posłał już dawno po ciebie.
Gilbert skłonił się Dantonowi, a widząc za nim zapłakaną kobietę, pochylił przed nią głowę.
— Żona moja, żona obywatela Dantona, ministra sprawiedliwości, kobieta, która sądzi, że jestem dosyć na to silnym, aby przeszkodzić panu Maratowi i panu Robespierrowi, których cała Gmina pcha do tego, co chcą uczynić, do zniszczenia, do mordu.
Gilbert spojrzał na panią Danton — płakała i składała ręce do prośby.
— Czy pozwolisz mi pani — powiedział — ucałować te miłosierne dłonie?...
— Dobryś!... — podjął Danton — otóż ci przybywa pomoc.
— O!... powiedz mu pan — zawołała biedna kobieta, że jeżeli pozwoli na to, zdobędzie krwawą plamę na cale życie!...
— Gdyby o to szło tylko — odpowiedział Gilbert. ~ gdyby ta plama pozostać miała na czole jednego człowie-