Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1201

Ta strona została przepisana.

Zgromadzenie zrozumiawszy teraz dobrze, iż było to żądanie dyktatury; przyjęło pozornie wniosek, ale wybrało komisję z Żyrondystów dla zredagowania dekretu. Żyroadyści jak Roland, byli zanadto uczciwymi ludźmi, aby zaufać Dantonowi.
Rozprawy trwały aż do szóstej wieczorem.
Danton zniecierpliwił się: chciał czynić dobrze, a zmuszono go, żeby źle czynił.
Szepnął jakieś słowo na ucho Thuriotowi i wyszedł. Co mu powiedział po cichu? Wskazał miejsce, gdzie będą go mogli znaleźć, na wypadek, gdyby Gmina powierzyła mu władzę.
Gdzież miano go odnaleźć? Na Polu Marsowem, pośród ochotników.
Jakiż był jego zamiar w razie gdyby władza została mu powierzona? Dać się okrzyknąć dyktatorem tej masie ludzi uzbrojonych, nie na rzeź, lecz na wojnę; powrócić z nimi do Paryża i, pochwyciwszy zabójców w sieć olbrzymią, wyciągnąć ich na granicę.
Czekał aż do piątej wieczór, ale nie przybył nikt.
Cóż się stało tymczasem z więźniami prowadzonymi do Opactwa? Idźmy za nimi: posuwają się zwolna, łatwo ich dościgniemy.
Z początku chroniły ich fiakry w których byli zamknięci. Kryli się w głębi, aby jak najmniej zwracać uwagi, ale ci, którym zlecono ich prowadzić, zdradzali ich sami.
— Patrzcie, mówili, oto zdrajcy! oto wspólnicy prusaków, oto ci, którzy oddają nasze miasta nieprzyjacielowi, ci, którzy zabijać będą nasze żony i dzieci, skoro wyjdziemy za rogatki!
A jednak to wszystko było bez skutku. Jak przewidział Danton, morderców było niewielu, wszystko kończyło się na krzykach i groźbach. Orszak minął Pont-Neuf i ulicę Dauphine. Cierpliwość więźniów nie wyczerpywała się, ale nie można też było doprowadzić ludu do morderstwa. Zbliżano się już do Opactwa; czas było zaczynać.