Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1207

Ta strona została przepisana.

— Uwolnić go!
Więzień był ocalony.
W chwili, gdy Maillard zjawił się u drzwi więzienia, człowiek jakiś wysunął się z poza muru i zastąpił mu drogę.
Po pierwszych słowach, Maillard poznał tego człowieka i skłonił mu się na znak przyzwolenia.
Poczem wpuścił go do owej nory, a skoro stół został ustawiony i trybunał był gotów, powiedział:
— Usiądźcie tutaj, a gdy wejdzie osoba, która was obchodzi, znak mi dacie.
Człowiek ów oparł się w rogu celi, i od wczoraj pozostawał tam, milczący i nieruchomy.
Był to Gilbert.
Przysiągł Andrei, że nie dozwoli jej umrzeć i próbował dotrzymać przysięgi.
Od czwartej do szóstej rano, siepacze i sędziowie odpoczywali, o szóstej się posilali.
W czasie tych trzech godzin wypoczynku wozy, przysłane przez Gminę, zabierały trupy.
Ponieważ zaś w dziedzińcu było na trzy cale krwi zakrzepłej i nogi ślizgały się po niej, a nie było czasu jej zmywać, przyniesiono ze sto pęków słomy i rozrzucono ją na bruku, a na wierzch położono odzież ofiar, w szczególności Szwajcarów. Odzież i słoma pochłonęły krew.
Podczas, gdy sędziowie i siepacze spali, więźniowie czuwali, wstrząśnięci przerażeniem.
Gdy wrzaski ustały, nabrali trochę nadziei; może była tylko pewna liczba skazanych, może rzeź ograniczała się na Szwajcarach i gwardji?... Nadzieja ta wkrótce się rozwiała.
Około szóstej z rana, krzyki i przywoływania rozpoczęły się na nowo.
Wtedy jeden z dozorców stanął przed Maillardem i powiedział, że więźniowie gotowi są umrzeć, ale żądają, aby im wprzód mszy wysłuchać dozwolono.
Maillard przystał na żądanie.