Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1211

Ta strona została przepisana.

Ale Andrea, uszedłszy z dziesięć kroków, podczas gdy Gilbert wychylony z okienka patrzał za nią przez kraty, przystanęła:
— Niech żyje król! — zawołała. — Niech żyje królowa! Hańba dziesiątemu sierpnia!
Spostrzegł jak błysnęło ostrze szabli; lecz szybkie to błyśnięcie znikło w piersiach Andrei!
Przybył na czas, by pochwycić w swe ramiona upadającą kobietę. Andrea zwróciła na niego wzrok przygasły i poznała go.
— Wszak powiedziałam ci, że umrę mimo twej woli — szepnęła.
Poczem głosem zaledwie zrozumiałym, dodała:
— Kochaj Sebastjana za nas oboje!
I słabiej jeszcze:
— Przy nim, nieprawdaż?... przy moim Olivierze, przy moim małżonku... na wieczność!
I skonała.
Gilbert wziął ją na ręce i uniósł z ziemi.
Pięćdziesiąt obnażonych i zakrwawionych ramion wyciągnęło się przeciw niemu.
Ale Maillard ukazał się za nim, wzniósł rękę nad jego głową i powiedział:
— Przepuścić obywatela Gilberta, unosi on ciało biednej obłąkanej kobiety, zabitej przez omyłkę.
Rozstąpiono się i Gilbert przeszedł pomiędzy siepaczami. Żaden z nich nie śmiał stanąć mu na drodze, tak wszechwładnem było słowo Maillarda nad tłumem.