wzruszenia niż z utrudzenia, Ludwik XVI znaglił go do zmieniema bielizny i sam rozgrzał mu przy kominku koszulę.
O piątej po południu, powrócił do Temple. W godzinę później, w chwili gdy wstawał od stołu weszli trzej jego obrońcy. Prosił ich aby zjedli coś chłodzącego; jeden tylko Deseze przyjął zaproszenie. Gdy się posilał, Ludwik XVI powiedział do pana Malesberbes;
— Widzisz więc pan teraz, że nie myliłem się od pierwszej chwili, i że wyrok śmierci wydany był na mnie, zanim zostałem przesłuchanym.
— Najjaśniejszy Panie... — odparł Malesherbes, wychodząc ze Zgromadzenia, otoczony zostałem mnóstwem dobrych obywateli, a ci mnie zapewnili, że nie zginiesz, lub przynajmniej, że zginiesz po nich i po ich przyjaciołach.
— Czy znasz ich pan?... — zapytał król z żywością.
— Nie znam; ale poznałbym po twarzach.
— A zatem... — podjął król, staraj się pan zebrać ich kilku i powiedz im, że nie darowałbym sobie nigdy, gdyby choć jedna kropla krwi miała być przelaną z mojego powodu! Nie chciałem jej wylewać wtedy, gdy byłaby może tron mój ocaliła i życie; nie chcę tembardziaj teraz, gdy poświęciłem jedno i drugie.
Pan Malesherbes opuścił w istocie króla, aby spełnić dany mu rozkaz.
Nadszedł dzień 1-go stycznia 1793 roku.
Trzymany w najściślejszem odosobnieniu Ludwik XVI miał już tylko jednego służącego przy sobie. Rozmyślał ze smutkiem o tem osamotnieniu w dniu tak uroczystym, gdy Clery zbliżył się do jego łóżka.
— Najjaśniejszy Panie... rzekł zcicha, przychodzę złożyć Waszej królewskiej mości najgorętsze życzenia, aby się nieszczęścia wasze skończyły.
— Dziękuję ci, Clery... odpowiedział król, podając mu rękę.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1257
Ta strona została przepisana.