Edgeworth de Firmont był spowiednikiem pani Elżbiety; minęło już sześć tygodni, gdy król, przewidując wyrok śmierci, radził się siostry co do wyboru księdza, jaki miał mu towarzyszyć w ostatnich chwilach, a księżniczka z płaczem poradziła bratu księdza de Firmont.
Ten zacny duchowny, rodem Anglik, uniknął szczęśliwie rzezi wrześniowej i usunął się do Choisy-le-Roi pod nazwiskiem Essex; pani Elżbieta znała jego podwójny adres i uprzedziwszy go w Choisy, spodziewała się, że w chwili wyroku znajdzie się w Paryżu. Nie myliła się; ksiądz: Edgeworth, jak mówiliśmy, przyjął posłannictwo z radosnym poddaniem.
Król poprowadził go do swego gabinetu i tam się z nim zamknął.
O ósmej wieczór król wyszedł i zwrócił się do komisarzy:
— Bądźcie, panowie, łaskawi, poprowadzić mnie do mojej rodziny.
— To być nie może, ale jeżeli pan sobie życzysz, przyprowadzimy ją tutaj — odpowiedział jeden z komisarzy.
— Niech i tak będzie — odparł król — bylebym mógł widzieć ją w moim pokoju, swobodnie i bez świadków.
— Nie w pańskim pokoju — zauważył ten sam urzędnik — ale w pokoju jadalnym; postanowiliśmy to właśnie z ministrem sprawiedliwości.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1265
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ LIII.
DZIEŃ DWUDZIESTY PIERWSZY STYCZNIA.