Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1269

Ta strona została przepisana.

na grupa jednem uczuciem przejęta, napełniała powietrze jękami, szlochaniem, okrzykami, między któremi słyszeć było można te tylko słowa:
— Zobaczymy się jeszcze, nieprawdaż?
— Tak... tak... bądźcie spokojne!
— Jutro rano... jutro rano... o ósmej?
— Przyrzekam wami.
— Dlaczegóż nie o siódmej?..,. zapytała królowa.
— A więc dobrze.. o siódmej, powiedział król, żegnam was! żegnam!
Wymówił te słowa głosem tak stanowczym, że czuć było, iż obawia się, aby go nie odstąpiła odwaga.
Córka królewska jęknęła i padła zemdlona na podłogę. Pani Elżbieta i Clery pobiegli jej z pomocą. Król uczuł, że mu należało być silnym; wyrwał się z rąk królowej i delfina, i odszedł do siwego pokoju, wołając:
— Żegnam was! żegnam!...
Zamknął zaraz drzwi za sobą. Królowa, prawie oszalała, pobiegła do tych drzwi, nie śmiejąc prosić króla, by je otworzył, ale zanosząc się od płaczu i ciągnąc za klamkę.
Ludwik XVI nie wyszedł.
Wtedy municypalni zaczęli namawiać królowę do odejścia, powtarzając zapewnienie, że będzie mogła zobaczyć króla nazajutrz o siódmej godzinie.
Clary chciał zanieść księżniczkę, ciągle jeszcze zemdloną, do królowej, ale municypalni zmusili go do powrotu.
Król zamknął się ze swoim spowiednikiem w gabinecie wieżyczki i rzekł:
— Zapewnijmy teraz o wszystkiem, aby zająć się jedyną i wielką sprawą zbawienia.
— Najjaśniejszy Panie!... — odrzekł ksiądz — mam nadzieję, że Pan Bóg wesprze moję nieudolność; ale czy nie uważa Wasza królewska mość, że byłoby to wielką pociechą wysłuchać naprzód mszy świętej i przyjąć Komunję świętą?...
— Zapewne... rzekł król, wierzaj mi, że czułbym całą