nego stronnictwa; rządziliście się instynktem. Otóż, gdy król już nie żyje, stronnictwa staną naprzeciw siebie, a, stanąwszy raz przeciwko sobie, wkrótce się zniweczą. Które z nich pierwej ulegnie? Nie wiem, ale wiem, że jedne po drugich upadną. Jutro, Gilbercie, poczytają ci za zbrodnię twoje pobłażanie, pojutrze potępią cię, może, Billocie za twoją surowość. Wierzcie mi — w śmiertelnej walce, która przysposabia się pomiędzy nienawiścią, obawą, zemstą, fanatyzmem, mało kto czystym zostanie, jedni powalają się błotem, drudzy krwią. Jedźcie, moi przyjaciele, jedźcie!
— Ależ Francja? — powiedział Gilbert.
— Ależ Francja — powtórzył Billot.
— Francja materjalnie jest ocaloną, rzekł Cagliostro. Nieprzyjaciel jej zewnętrzny pobity, wewnętrzny nie żyje.
— Oh! rzekł Gilbert, Bóg mi świadkiem, że nie żałuję Francji, jeżeli jest ocaloną, mimo swych zbrodni. Ale gdzież pójdziemy?
— Niewdzięczny! — zawołał Cagliostro. — Nie pamiętasz o drugiej swej ojczyźnie, o Ameryce? Czyż byś zapomniał o jej niezmierzonych jeziorach, dziewiczych lasach, stepach, jak ocean obszernych? Czy nie czujesz potrzeby wypocząć na łonie natury, po tych okropnych wstrząśnieniach?
— Czy pojedziesz ze mną, Billot — zapytał Gilbert.
— Czy mi przebaczycie, panie Gilbert? — zapytał Billot, podchodząc do niego.
Rzucili się w objęcia.
— Zatem, rzekł Gilbert, pojedziemy.
— Kiedy? — zapytał Cagliostro.
— No.. za tydzień.
— Pojedziecie dziś wieczór...
— Dlaczego dziś wieczór?
— Bo ja wyjeżdżam jutro!
— A dokąd jedziesz, mistrzu?... — zapytał Gilbert.
— Dowiecie się kiedyś o tem, moi przyjaciele!
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1278
Ta strona została przepisana.